Twardziele

Stand Up Guys (USA, 2012)

Reżyseria: Fisher Stevens
Scenariusz: Noah Haidle
Gatunek: Komedia kryminalna

Obsada:
Val- Al Pacino
Doc- Christopher Walken
Hirsch- Alan Arkin
Nina Hirsch- Julianna Margulies
Claphands- Mark Margolis

          Val po 28-latach wychodzi z więzienia, gdzie przed bramą czeka na niego Doc, przyjaciel wspólnych nie zawsze zgodnych z prawem eskapad. Przez te wszystkie miesiące i lata dla Vala świat niewiele sie zmienił, natomiast Doc starzał sie i czekał na sposobny moment, by wywiązać sie z umowy jaką zawarł z nijakim Claphands'em. Jednak zanim będzie mógł to zrobić spędzą z Valem niesamowite godziny, które niczym powrót do przeszłości uczynią z nich znowu "młodych" gniewnych i głodnych wrażeń facetów...

          Nazwiska Pacino czy Walken mimo odległych dat "produkcji" oraz "do spożycia" nadal przyciągają przed ekran jak magnes. Jednak tym razem zamiast standardowo dobrego scenariusza z mega twardzielami dostajemy scenariusz z mega twardymi "dziadkami", którzy z niezwykłą swobodą i nonszalancją pokazują, że nadal mają coś do powiedzenia we wspólczesnym kinie przypominając swoim starym widzom o swoich filmowych dokonaniach,a młodych zachęcając, by sięgnęli po klasyki,bo są warte więcej niż wszystkie obrazy ich "następców".
          Sprawcą natomiast całego zmieszania jest Fisher Stevens, którego nazwisko może być mniej lub bardziej znane,a którego twarz w filmach pojawia sie dosyć regularnie od 1981 roku. Drugoplanowa gwiazda takich produkcji jak "Only You"(1994) czy "Eksperyment"(2010) do swojego trzeciego filmu zaprosiła trzech aktorów, którzy lata swojej świetności mają już za sobą i którzy mogliby grać co najwyżej dziadków, zgryźliwych tetryków oraz emerytów-ofiary wybawianych z opresji przez muskularnego osiłka młodego pokolenia. Na pewno nie dane im to będzie w "Twarcielach", gdzie to oni będą wybawiać z opresji damy zamknięte w bagażniku czy walczyć z nudzącymi sie przed telewizorem gangiem o rosyjsko brzmiących nazwiskach. A żeby było ciekawiej będą robili to tak jak w swoich poprzednich filmach... i tak Al Pacino zatańczy niczym w "Zapachu kobiety",a Christopher Walken wyjdzie z kościoła tak jak to zwykł robić w serii "Armia Boga", natomiast w szpitalu spotkają samą Julianne Margulies, która nadal wygląda niesamowicie jako pielęgniarka i niemal tak samo jak w "Ostrym dyżurze". Oczywiście skojarzeń nasuwa sie więcej, ale te są chyba najbardziej oczywiste, poza tym nie chcę Wam oglądającym psuć zabawy, bo wbrew pozorom takie nawiązania wcale nie są nudne czy nie świadczą o braku pomysłu na film,a są raczej ukłonem reżysera, scenarzysty- debiutanta i samych aktorów, dla obrazów niezapomnianych, które są kanonem bez względu na to czy były wyświatlane w kinie czy raczej co tydzień w telewizji.
Poza tym swoim występem w "Twardzielach" Al Pacino- lat 73., Christopher Walken- lat 70. i Alan Arkin- lat 79. pokazują widzom, że nadal są w dobrej (jak na swój wiek) formie, nadal potrafią kokietować na ekranie,a ich wyczyny wciąż trzymają w napięciu i dostraczają emocji. Zastanawia tylko czy to będzie ostatni film każdego z nich? Bo poza gangstersko- łobuzerskimi wygłupami starszych panów dostajemy też jasny przekaz..."kochamy kino i granie w filmach, ale też jesteśmy starzy, potrzebujemy leków i spokoju,a nie tylko czerwonych dywanów i fleszy aparatów". Oby grali jak najdłużej  niekoniecznie tylko role w domach samotnej starości i na wózkach inwalidzkich.
Taki film może budzić (i budzi) skrajne emocje, bo z jednej strony widzimy błysk w oku Ala Pacino,a z drugiej- pomarszczoną twarz ( ufff....bez liftingu...lifting gra bodajże w "Niezniszczalnych"), więc młody widz spyta z niesmakiem: a po co tacy jeszcze grają? dla pieniędzy?? przecież są już sławni i bogaci! Może to i racja, ale z drugiej strony starszy widz z szacunkiem, pamiętając ich filmowe dokonania i ciekawością oraz nostalgią włączy "Twardzieli", by zobaczyć i powspominać swoich ulubionych aktorów z lat młodości. Młody natomiast powinien oglądać i porónywać, bowiem to własnie od aktorów pokroju Pacino czy Walken uczyły sie aktorstwa następne pokolenia nie tylko w Ameryce. Jeśli chce sie więc uchodzić za znawcę czy eksperta w dziedzinie kinematografii to dobrze byłoby sie zapoznać nie tylko z jej odległą historią czy początkami, ale także z latami, którze pamiętają ich rodzice czy rodzeństwo.

           Stevens'owi udało sie stworzyć film, który może połączyć pokolenia: te które pamiętają "Życie Carlita" czy "Prawdziwy romans" z telewizji oraz te które w tym czasie były myte i przewijane przez rodziców, by teraz tworzyć opiniotwórcze serwisy o kinie i nie tylko w internecie. Wystarczy by te dwa pokolenia siadły razem i obejrzały "Twardzieli" i wcale nie muszą to być ojciec z synem, wystarczy, by dwaj bracia umówili sie na seans z browarem i chipsami :) ...i dobrze sie bawili. Ten obraz pokazuje, że kino może sie i zmieniło, ale jest też wielu, którym brakuje dawnego sposobu kręcenia czy starych bohaterów, którzy może i nie byli gładcy i piękni, ale zawsze męscy i niesamowicie twardzi...



Komentarze

  1. Nie miałem ochoty na ten film od samego początku, uwaga uwaga - nie lubię, a może raczej nie przepadam za żadnym z trzech panów. Recenzja dosyć pozytywna, jednak jakoś mam już dość podobnych filmów - może kiedyś dla rozrywki, ale tylko i wyłącznie za czyjąś namową. Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie namawiam zatem,wiem jak ciężko sie przekonać do aktorów,których nie lubi sie oglądać na ekranie i nawet głośne,klasyczne tytuły raczej nie przekonają.Jednak wiem,że człowiek sam potrafi zmienić zdanie,czasami potrzebuje czasu,a innym razem np.:filmu w dobrym towarzystwie.Może więc kiedyś napiszesz w komentarzu,że podobał Ci sie film z Pacino,Walkenem lub Arkinem...oby :)

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Trauma (2019) czyli o kruchości ludzkiej psychiki

W obronie syna- serial

Strangerland