W.E. Królewski romans

W.E. (Wielka Brytania, 2011)

Reżyseria: Madonna
Scenariusz: Alek Keshishian, Madonna
Gatunek: Melodramat biograficzny

Obsada:
         Wally Winthrop- Abbie Cornish
         Wallis Simpson - Księżna Windsoru- Andrea Riseborough
         Król Edward VIII- James D'Arcy
         Evgeni- Oscar Isaac
         William Winthrop- Richard Coyle
         Ernest- David Harbour

          Dwie kobiety, dwa stulecia,dwie różne historie- jeden cel szczęście.
 Wally Winthrop to młoda Amerykanka, żona psychiatry, spędzająca czas w domu oraz na wystawie przedmiotów osobistych Księcia i Księznej Windsoru. By założyć rodzinę porzuciła pracę w galerii/ domu aukcyjnym, jednak ciągła nieobecność męża oraz niemożność zajścia w ciążę rujnują nie tylko jej małżeństwo ale i ją samą.
Lata 20-te XX. wieku Wallis Simpson i Edward Albert Chrystian Jerzy Andrzej Patryk Dawid- król Edward VIII od 1936 roku (aż do abdykacji) poznają sie na jednym z przyjęć. Od 1934 roku będą nierozłączni, aż do śmierci Edwarda w 1972 roku. Na drodze ich szczęścia stanie w roku 1936. koronacja Edwarda, by móc być z ukochaną będzie on musiał abdykować, na rzecz swojego młodszego brata, chociaż to wcale nie rozwiąże ich problemów i nie rozgrzeszy ich w oczach świata...


          Jako aktorka Madonna próbowała swoich sił już wielokrotnie od lat 80-tych, niestety bez większego uznania, zresztą jej debiut reżyserski w 2008 roku "Mądrość i seks" również przeszedł bez echa. Kiedy więc jedna z największych popowych wokalistek i skandalistek lat 80-tych i 90-tych podjęła sie próby przeniesienia na ekran fragmentu życia jednego z największych skandali lat 20-tych i 30-tych XX wieku nie mogło to zostać niezauważone.
Romans, a potem ślub dwukrotnej rozwódki Wallis Simpson oraz następcy tronu Edwarda był nie byle jakim porywem serca, ale mezaliansem, w niestabilnej ekonomicznie i społecznie Europie, zmieniającej sie oczywiście pod wzgledem obyczajowym lecz także niepewnej jutra. Losy tych dwojga są w filmie przeplatane z losami młodej, bogatej-po mężu Amerykanki, zamkniętej w domu i usilnie próbującej stworzyć szczęśliwy dom z mężczyzną, który ją oszukuje i którego zapewne przestała kochać w pogoni za upragnionym dzieckiem. Tak bowiem często dzieje sie z małżeństwami, które starają sie niekiedy na siłę począć potomka. Podobieństwo losów tych dwóch kobiet jest w niektórych momentach "W.E." uderzające, zresztą zostało tak pokazane na ekranie, iż widz może mieć wrażenie, iż film opowiada historię tej samej osoby tylko np.: w różnych przedziałach czasowych.

          Aby udało sie stworzyć wrażenie podobienstwa do filmu zaangażowano i ucharakteryzowano dwie kobiety o różnej fizjonomii, jednak kamera ujmowała je w sposób, iż wydaje sie że są do siebie podobne. Obie panie są mniej więcej w tym samym wieku, Australijce Abby Cornish zmieniono kolor włosów co wydaje sie szczegółem jednak dla samego obrazu ma niebagatelne wrażenie. Delikatna uroda aktorki staje sie bowiem przez ten zabieg wyostrzona, dzięki czemu jest bardziej dostosowana do warunków Brytyjki Andrei Riseborough. Poza tym ciemny kolor włosów ją postarza i sprawia wrażenie, że osoba Wally Winthrop jest bardziej zmęczona, co dodaje scenom z jej udziałem większego dramatyzmu. Zimna uroda Riseborough z kolei dodaje jej charakteru i wyniosłości. Aktorki zagrały z pełnym zaangażowaniem oraz niezwykle ekspresywnie i przekonywująco. Czy to kwestia poprowadzenia ich ról przez reżysera czy warsztat własny, trudno powiedzieć. Znacznie słabiej od pań w filmie wypadają panowie, są nijacy, niemal przezroczyści choć zarówno James D'Arcy jak i Oscar Isaac to doświadczeni aktorzy. Możliwe, że założeniem twórców miały być losy kobiet, a ich mężczyźni mieli być jedynie tłem.

          Za to tłem na pewno nie jest muzyka Abla Korzeniowskiego, bardzo liryczna, melancholijna, melodyjna, z lat 30-tych ubiegłego wieku, a więc świetnie dopasowana do obrazu i kostiumów, które zostały zauważone przez Amerykańską Akademię Sztuki i Wiedzy Filmowej przyznającej Oscary. Trzeba bowiem przyznać, że nawet jeśli widz nie jest modą zainteresowany to kostiumy na pewno dostrzeże. Są bowiem na tyle współczesne, eleganckie, podkreślające atuty aktorek oraz świetnie skrojone, że trudno koło nich przejść obojętnie. Widać także, że nie krępują ruchów postaci,a wręcz pomagają wczuć im sie w wyznaczone role.

          Warto rówienież dodać ,że Oscarem nagrodzono piosenkę Madonny specjalnie skomponowaną do tego obrazu pt.: "Masterpiece", na załączonym przeze mnie klipie można zobaczyć panią reżyser przy pracy.



          Choć nie jest to typowy film biograficzny czy dokumentalny to i tak uważam, iż warto go obejrzeć, bez względu na to czy ktoś Madonny słucha lub słuchał czy też nie. Tutaj bowiem wcieliła sie w zupełnie inną rolę i trzeba przyznać, że sie sprawdziła, została doceniona, a jej film może stać sie bazą dla innych historii o losach szczęśliwych czy nieszczęśliwych monarchów, pokazanych w sposób niekonwencjonalny, ale ciekawy.Polecam!!

Komentarze

  1. Chociaż dosyć dawno widziałam ten film, to pamiętam, że miałam równie pozytywne odczucia po jego obejrzeniu. Też zwróciłam uwagę na muzykę Korzeniowskiego (w sumie, to nie da się jej nie docenić) oraz na kostiumy i scenografię. Moim zdaniem, Madonna poradziła sobie wtedy bardzo dobrze w roli reżysera.
    Gdybyś miała ochotę, to polecam swoją recenzję, w której znajduje się więcej moich spostrzeżeń: http://inlovewithmovie.blogspot.com/2012/09/we.html
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie obrażając Panów uważam,że to bardzo kobiecy film,o kobietach,ich zmaganiach,ich poświęceniu...możliwe że Madonnie ten film sie udał,bo faktycznie czerpała ze swoich doświadczeń...w końcu wszystkiego o królowej popu nie wiemy.
      Do Twojej recenzji na pewno zajrzę.

      Pozdrawiam

      Usuń
  2. Moim zdaniem Madonna miała nieco pecha: w "Kim jest ta dziewczyna" potraktowano ją jak idiotkę. Potem jakoś chyba przylgnęła do niej łatka, a przecież np. w raczej mało znanym u nas filmie "Ich własna liga" zagrała lepiej niż niektóre bardziej doświadczone koleżanki. A ten film istotnie całkiem przyzwoity. I kostiumy piękne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie sie z kolei wydaje,że to kwestia tego jakie były czasy i jakie istniało zapotrzebowanie na film.Teraz kręci sie inaczej,scenariusze wydają sie bardziej poważne niż infantylne...chyba że z założenia infantylne mają być,tematy sa bardziej różnorodne...świat sie zmienił i film sie zmienił...i chyba Madonna sie zmieniała.

      Pozdrawiam

      Usuń
  3. Ja natomiast nie gustuję w tej tematyce. Nie obejrzę. Zgodzę się natomiast że, owszem, Madonna uznania może i nie zdobyła jako aktorka. Ja natomiast mile wspominam "Rozpaczliwie poszukując Susan".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Rozpaczliwie poszukując Susan" to obraz mojego dzieciństwa :) a co do W.E.to na szczęscie przymusu nie ma ;) w końcu jest tyle innych filmów do obejrzenia że jest w czym wybierać.

      Pozdrawiam

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Trauma (2019) czyli o kruchości ludzkiej psychiki

W obronie syna- serial

Strangerland