Ani słowa więcej

Enough Said (USA, 2013)

Reżyseria: Nicole Holofcener
Scenariusz: Nicole Holofcener
Gatunek: Dramat/ Komedia/ Romans

Obsada:
  Eva- Julia Louis-Dreyfus
  Albert- James Gandolfini
  Marianne- Catherine Keener
  Sarah-Toni Collette
                Will- Ben Falcone
  Debbie-Amy Landecker
   Ellen-Tracey Fairaway
                Chloe- Tavi Gevinson
  Tess- Eve Hewson

          Eva jest masażystką, rozwódką oraz matką nastoletniej Ellen, która niedługo ma wyjechać do collegu. Albert jest sympatycznym rozwodnikiem, a jego córka Tess również idzie do collegu. Z kolei Marianne-była żona Alberta, to poetka wiecznie na niego narzekająca. Ta trójka nawet o tym nie wiedząc spotyka sie na pewnym przyjęciu. Tam też Eva pozna Alberta i Marianne, oczywiście osobno. Z nim nasza bohaterka będzie chodziła na randki, do niej będzie jeździła na masaże, staną sie przyjaciółkami...pewnego dnia cała trójka spotka sie przypadkiem na patio domu poetki...

          Reżyserka i scenarzystka Nicole Holofcener stworzyła w "Ani słowa więcej" obraz dorosłych, co wcale nie oznacza, że dojrzałych osobników płci męskiej i żeńskiej, którzy poza pracą zawodową, muszą sie zmagać z syndromem opuszczonego (właśnie opuszczanego) gniazda, uczuciem samotności które temu towarzyszy oraz tworzeniem całkiem nowego związku. Nie byłoby w tym jednak nic nowego czy odkrywczego, gdyby nie fakt, że zarówno Eva jak i Albert wchodzą w relacje damsko-męskie po długiej przerwie spowodowanej rozwodami. Eva- 10.lat po zdążyła nieco zdziwaczeć...a może po prostu nabrać nawyków kobiety, która o siebie i swój byt musi zadbać sama. Oczywiście ma ona przyjaciół, jednak Ci posiadając dwójkę małych dzieci i własne sprawy nie zawsze są w stanie pomóc samotnej matce. Albert 4.lata po rozwodzie, nadal posiada te same cechy, które denerwowały jego byłą małżonkę. Jednak okazuje sie, iż to co irytowało jedną panią, drugiej może sie podobać i wszystko byłoby na dobrej drodze do happy endu, gdyby nie wpływ owej byłej na aktualną partnerkę.
Nagle z prostej historii rozwija sie skomplikowana psychologicznie relacja, którą teoretycznie dałoby sie jakoś wytłumaczyć, a już na pewno znalazłoby sie jakieś rozwiązanie,jednak na pewno nie na ekranie i nie w tym filmie. Zażyłość miedzy Evą a Marianne nie miałaby bowiem miejsca w "Ani słowa więcej", gdyby nie brak szczerości ze strony tej pierwszej.Albert oczywiście nie związałby sie z przyjaciółką byłej żony. Jednak najdziwniejsze jest że w wyniku zasłyszanych opowieści o byłym mężu Marianne, Eva zmienia powoli swój punkt widzenia i patrzenia na Alberta. Przecież to dorosła kobieta, powiedziałby ktoś, jak więc można tak bezmyślnie kierować sie czyimś zdaniem, szczególnie gdy dopiero sie poznaje tego ciągle oczernianego człowieka. Wszystko jednak wskazuje na to, iż Eva jest zbyt zagubiona a może zbyt przestraszona tworzącym sie związkiem z Albertem, by dostrzec jaka jest Marianne, a jaki naprawdę jest Albert.

Nie jest to komedia omyłek- ten zna tą, ale nie zna tamtej, ta zna tego, a tej nie. To raczej historia o tym jak trudno stworzyć nowy związek, gdy ma sie już swoje lata, własne przyzwyczajenia i nawyki, jest sie po bolesnym rozstaniu,a na dodatek zna sie byłego partnera, swojej obecnej sympatii. Oczywiście taka opowieść nie mogłaby sie udać bez dobrej obsady. Mamy więc aktorkę wielokrotnie nominowaną za role komediowe- Julia Louis-Dreyfus, bardziej znaną za swój udział w serialach niż filmach. Jest wspaniały James Gandolfini, mnie bynajmniej kojarzący sie  z gangsterami niż z facetem z sąsiedztwa, po przejściach lecz wciąż uśmiechniętym i pełnym ciepła. Oczywiście była żona, w tej roli Catherine Keener- drugoplanowa twarz wielu filmów, tutaj oderwana od rzeczywistości poetka, z "okropnym" byłym mężem. No i przyjaciółka, królowa zarówno dramatów i komedii Toni Collette- w "Ani słowa więcej" odgrywająca postać terapeutki z problemami (jakież to oczywiste, prawda?).

Mimo całej tej psychologizującej otoczki film nie jest przytłaczający czy męczący. To raczej ciekawa,miejscami zabawna lecz mądra opowieść o odnajdowaniu siebie i tej drugiej osoby. O rozpoczynaniu nowego etapu życia, kiedy dzieci są już dorosłe i w końcu można, a nawet trzeba zająć sie sobą. To film do obejrzenia z rodzicami oraz dla całkiem młodych rodziców....tak na przyszłość...

Komentarze

  1. Jakoś mnie nie porwał ten film. Nie wiem, czy nie potrafiłam się na nim skupić, czy miałam jakiś gorszy dzień, ale momentami się na nim nudziłam.
    Troszkę drażniła mnie też schematyczność - tzn. pozytywny początek akcji, pokomplikowanie się wątków i wiadome zakończenie.
    Zgadzam się jednak, że obsada była całkiem dobra :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę,że ten film w pierwszym momencie może wydawać sie nudny,ale po jakimś czasie oglądając jeszcze nudniejsze produkcje można dojść do wniosku,że był całkiem mądry i nawet życiowy.

      Pozdrawiam

      Usuń
    2. Chyba rozumiem co masz na myśli :) Ostatnio mam strasznego pecha do nijakich i średnich filmów, a dla mnie nie ma niczego gorszego, niż typowe "średniaki". Już wolę, gdy film jest zwyczajnie zły - wtedy przynajmniej jest o czym rozmawiać i pisać :D

      Usuń
    3. Znam to uczucie i tez miewam takiego pecha:) nic sie na to nie poradzi,kiedy np.: zwiastun jest lepszy niż film....a może zbyt wiele filmów już widziałyśmy,by móc zaliczyć "średniaka"do dobrych produkcji

      Pozdrawiam

      Usuń
  2. Gandolfini...

    Pozdrawiam,
    http://pocalunekkultury.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. bardzo zabawny i przyjemny film, serdecznie polecam na niedzielne popołudnie :)
    akcesorialazienkowe.net.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie tak :) choć poza tym że zabawny to również film z przesłaniem :)

      pozdrawiam

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Trauma (2019) czyli o kruchości ludzkiej psychiki

W obronie syna- serial

Strangerland