Wszystko stracone
All is lost (USA, 2013)
Scenariusz: J.C. Chandor
Gatunek: Dramat/ Przygodowy
Obsada:
Samotny Żeglarz- Robert Redford
Samotny, bezimienny Żeglarz zaraz po przebudzeniu odkrywa, iż porzucony na Oceanie Indyjskim kontener z butami przedziurawił mu łódź (o wdzięcznej nazwie Virginia Jean). Od tego momentu rozpoczyna sie dla mężczyzny walka z czasem, żywiołem jakim jest woda...i z samym sobą...
Są reżyserzy, którym wystarczy dobry scenariusz, odpowiednia obsada aktorska i dobry operator kamery. Są też aktorzy, którym potrzebny jest jedynie dobry scenariusz, dobry reżyser i dobry operator kamery. We "Wszystko stracone" udało sie spotkać aktorowi-legendzie, utalentowanemu reżyserowi i dwóm operatorom kamer z bogatym doświadczeniem. Co dostaliśmy jako widzowie? Niezwykłą historię o wierze we własne umiejętności i możliwości w obliczu zagrożenia życia. Walkę samotnego, acz spokojnego dzięki doświadczeniom, człowieka z milczącym żywiołem jakim jest ocean oraz niezwykły popis umiejętności jednego aktora, którego nikomu nie trzeba przedstawiać bez względu na to czy ogląda sie 5.filmów rocznie czy aż 500.
A wszystko to zostało ujęte i zamknięte w 1,5.godzinnym obrazie, który dla fana kina akcji wyda sie czasem straconym,a dla konesera będzie jak wino z najlepszego rocznika albo najdroższa na świecie kawa. Bo nie sztuką jest pokazać morską opowieść pełną piratów, statków,skarbów i przygód, które bawią i irytują przy akompaniamencie efektów specjalnych z komputera, natomiast prawdziwy artyzm polega na tym, że ma sie w kadrze jednego aktora, jedną łódź i bezkres oceanu, którego jedyną rolą jest być czyli dawać życie i decydować o jego końcu.
Nie trudno przewidzieć, o ile sie tego samemu nie sprawdziło, że taka produkcja nie mogła przejść niezauważona na festiwalach filmowych, 18. nominacji- w tym do Oscara oraz Złoty Glob za najlepszą muzykę dla Alexa Eberta robi wrażenie, szczególnie jeśli sie film widziało i mogło sie wydawać, że to przecież tylko taka sobie opowieść, których zarówno w literaturze jak i w filmie nie brakuje. Przykładowo "Stary człowiek i morze"Hemingwaya podobnie jak nasz Żeglarz walczył z żywiołem oraz własną starością, I choć ta niepozorna książka do której przyrównuję obraz J.C.Chandora miała tę przewagę nad opisywanym filmem, że mogła przekazać czytelnikowi spektrum uczuć i emocji, które targały jej bohaterem, to jednak nie da nam tego co "Wszystko stracone" z jego prostymi acz sugestywnymi efektami wizualnymi, krótkimi kadrami w których uchwycono twarz Redforda i bezkresem oceanu, którego nie da sie wyobrazić jeśli sie go nie zobaczy.
Wszystko to zostało oprawione odpowiednią muzyką, odgłosami oceanu i...ciszą...która wydaje sie być tak wyrazista i plastyczna, że to aż onieśmiela a nawet i przytłacza, podobnie zresztą jak samotność głównego bohatera, pozbawionego nowinek technicznych, sprzętów elektronicznych czy gadżetów. Jesteśmy jako mieszkańcy miast czy nawet wsi otoczeni i bombardowani światłem oraz dźwiękiem w sposób sztuczny i mający dostarczyć nam pewnych konkretnych, zaprogramowanych bodźców. Nigdy tak naprawdę nie jesteśmy sami ze sobą i dopiero taki film pomaga nam to uświadomić. Dzięki takim chwilom dociera do Nas, że to właśnie wola życia, wola istnienia jest czymś prawdziwym i jednocześnie pierwotnym mechanizmem, który pozwala nam być i tworzyć, żyć i umierać, pozwala nam na kontakt z samym sobą. Może nie w tym momencie, gdy czytacie te słowa, ale tuż przed snem i zaraz po przebudzeniu, gdy jesteście tylko Wy i Wasze ciało. Bohater "Wszystko stracone" miał tak naprawdę niewiele więcej, stracił łódź, potem ponton ratowniczy i to dopiero było początkiem jego końca...bo nigdy nie zapominajmy,że wola życia zostaje i tak jak nadzieja umiera ostatnia.
Mnie się nie podobało. Lubię takie klimaty, ale ani Redford, ani Chandor mnie nie przekonali. Pisałem o tym filmie u siebie jakoś na początku roku, może teraz by mi bardziej podeszło, ale jakoś nie chce mi się nawet próbować.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam Twoją recenzję i choć sie z Tobą nie zgadzam to jestem pod wrażeniem sposobu/języka/warsztatu w jakim Twój tekst powstał...poza tym chyba muszę przyspieszyć "nadrabianie" zaległości filmowych...doszłam do takiego wniosku po przejrzeniu twoich postów :) Twój blog robi imponujące wrażenie na mnie i działa motywująco :)
UsuńCo do samego "All is lost" to nie dziwię sie że budzi skrajne emocje,z jednej strony niemal brak dialogów czy monologów,z drugiej jest tylko człowiek i morze,tak więc tutaj odbiór filmu zależy tylko od emocji i wrażeń oglądającego,nie można sie bowiem oprzeć na dopracowanych lub nie efektach specjalnych czy interakcji bohaterów czy bogatej scenografii czy czymkolwiek innym...
pozdrawiam
Nie oglądałam, ale po Twojej recenzji chcę zobaczyć. A tak w ogóle powoli zamierzam przeczytać więcej wpisów, bo na pierwszy rzut oka piszesz o filmach, które ja też lubię.
OdpowiedzUsuńA dziękuję i polecam sie :)
UsuńCo do filmu to po jego obejrzeniu jest sie niesamowicie spokojnym,więc jeślibyś szukała czegoś na ukojenie nerwów to polecam właśnie "All is lost"
pozdrawiam