5.filmów,o których nie pisałam,a które polecam

Trzy billboardy za Ebbing, Missouri (Three Billboards Outside Ebbing, Missouri/ USA, Wielka Brytania/ 2017)

Reżyseria: Martin McDonagh

Źródło: imdb
           Gdzieś w Ameryce, a dokładniej w stanie Missouri,a dokładnie gdzieś w okolicach Ebbing samotna matka, wychowująca dwójkę dzieci, traci córkę w wyniku brutalnego morderstwa. Po roku oczekiwania na efekty tkwiącego w miejscu śledztwa postanawia wziąć sprawy w swoje ręce. Jednak nie jako mścicielka, która za pomocą spluwy i pieniędzy zrobi wszystko by odnaleźć mordercę, ale jako wściekła obywatelka, która decyduje sie rozliczyć wymiar sprawiedliwości z tego co zrobił do tej pory w sprawie jej córki. Zaczyna od...wykupienia miejsca reklamowego na trzech billboardach położonych poza miasteczkiem.
            Reżyser Martin McDonagh to, według mnie, ekspert od czarnych komedii kryminalnych mający na swoim koncie takie produkcje jak "Najpierw strzelaj,potem zwiedzaj" czy "7.psychopatów". Jego filmy to przykład na to że świetny scenariusz i dobrze dobrana obsada mogą stać sie podstawą sukcesu, o ile pójdzie za tym oryginalny pomysł, odpowiednia sceneria oraz zostanie wprowadzona ciekawa atmosfera."Trzy billboardy...."to zdecydowanie najlepszy z obrazów McDonagha słusznie więc że został doceniony i nagrodzony Oscarami, choć nie tylko, bo z tego co wiem zdobył także serca i uznanie kino-maniaków.
             W historii "Trzech billboardów..."poza cynicznym i sarkastycznym podejściem tak charakterystycznym dla filmów z gatunku czarna komedia, kryje sie ogromna tragedia, rozpacz i bezsilność, która niejednokrotnie przejawia sie w sposób niezwykle agresywny, głównie w sposób werbalny chociaż nie tylko. "Trzy billboardy...."opowiadają o matce, która traci swoją córkę,a po jakimś czasie także zaufanie i wiarę w wymiar sprawiedliwości reprezentowany przez miejscową policję. Nie pomaga fakt, że wszyscy sie w miasteczku znają, nie pomagają groźby czy szyderstwa z nieudolności i lenistwa. Pozostaje złość, determinacja i żal po stracie, które nie chcą w żaden sposób ustąpić...pozostaje walka na własna rękę...jaka...to musicie sie przekonać sami...jeśli więc jeszcze nie widzieliście "Trzech billboardów...."to zachęcam do obejrzenia!

Żegnaj Christopher Robin (Goodbye Christopher Robin/ Wielka Brytania/ 2017)

Reżyseria: Simon Curtis

Źródło: imdb
          Panie i Panowie przedstawiam Wam Christophera Robina, lat 8. oraz jego rodziców Daphne i Alana. Podejrzewam, że te imiona niewiele Państwu mówią....ale to nie szkodzi, gdyż na pewno kojarzą Szanowni Państwo świat zabawek małego Christophera...bo przecież nie muszę przedstawiać Kubusia Puchatka, Prosiaczka, Tygryska,Królika, Sowy Przemądrzałej czy Kangurzycy, prawda? Christopher czyli Krzyś ma szczęśliwe dzieciństwo...kiedy jest z nianią lub kiedy jego mama Daphne ma akurat dobry humor....tata Alan niestety od powrotu z wojny rzadko bywa obecny tak ciałem jak i duchem...dzisiaj powiedzielibyśmy że to zespół stresu pourazowego, jednak zaraz po Pierwszej Wojnie Światowej nie było to takie oczywiste. W każdym razie kiedy wojna sie kończy i tata wraca do domu okazuje sie, że nie jest już tym samym rozrywkowym człowiekiem, którym był przed wyjazdem i mama Daphne odchodzi,a jak wiemy samotność bywa na przemian czymś dobrym i czymś złym dla ludzkiej psychiki, szczególnie psychiki 8-latka i szczególnie w sytuacji kiedy zaraz po mamie z domu rodzinnego wyjeżdża też ukochana niania. Opuszczeni chłopcy, bo trudno tatę Alana nazwać mężczyzną, odnajdują przyjemność w spędzaniu czasu razem i tworzeniu świata, który tata pisarz utrwali potem za pomocą słów. Tylko że z czasem te słowa obrócą sie przeciwko Christopherowi, bo staną sie najzwyczajniej w świecie sławne....
          Jeżeli nazwisko Curtis nic Wam nie mówi, to nie macie sie co przejmować, jeśli jednak nie kojarzycie tytułów takich jak "Mój tydzień z Marilyn" czy "Złota dama" to proponuję nadrobić zaległości, bo warto, zresztą tak samo jest z Kubusiem Puchatkiem. 
Produkcja "Żegnaj Christopher Robin" to jedynie zarys, szkic życia zarówno samego Krzysia jak i jego twórcy. Przedstawiona w formie krótkich, nieraz urywanych historii daje obraz dzieciństwa przeplatanego radością i marzeniami oraz smutkiem, samotnością i następstwami niechcianej sławy. Jest to też opowieść o dorosłym, choć nie zawsze odpowiedzialnym życiu rodziców, pełnym z jednej strony rozrywek i szaleństw,a  z drugiej baby bluesa i zespołu stresu pourazowego. Trudnej miłości w trudnych czasach, "trudnych" ludzi. Zarówno pod względem scenerii jak i obsady postarano sie by widz sie nie nudził. Nie są to widoki niczym z bajki, bo i bajeczne nie było życie twórców Kubusia Puchatka, warto jednak zobaczyć drugą stronę tej historii o Stumilowym Lesie.

Mięso (Grave, Raw/ Francja, Belgia, Włochy/ 2016)

Reżyseria: Julia Ducournau

          Młodziutka Justine z wegetariańskiego domu trafia do szkoły dla weterynarzy. W sumie nic
Żródło; imdb
dziwnego...skoro rodzice kochają zwierzęta, do tego stopnia iż ich nie jedzą, siostra już kolejny rok uczy sie w tej szkole, to Justine miałaby raczej małe szanse by zostać masarzem. Spokojna i zrównoważona wręcz introwertyczna dziewczyna zaczyna odkrywać świat dorosłych przed którym do tej pory była chroniona przez apodyktycznych rodziców. Sama szkoła, elitarna, z zasadami i wieloletnią praktyką wydaje sie więc być odpowiednim miejscem dla kogoś takiego jak Justine...gdyby nie jeden fakt...inicjacja, jaką starsze roczniki fundują młodszym. Dla przeciętnego zjadacza schabowego czy mielonego...sprawa wydaje sie być prosta...trzeba zjeść mały kawałek surowego mięsa. Jednak inaczej to wygląda dla kogoś kto tego mięsa nigdy w życiu nie jadł, a tak jest właśnie z bohaterką filmu Julii Ducournau. Oczywiście młoda dziewczyna, chcąc zostać zaakceptowaną decyduje sie na ten drastyczny dla niej krok, kończy sie to dla niej, niestety, nie tylko wysypką...
          Trzeba przyznać że Julia Ducournau jest odważnym twórcą, bowiem w swoim pierwszym pełnometrażowym filmie funduje widzowi sceny niczym z rzeźni, gdzie nie mam mowy o zwracaniu uwagi na wrażliwość widza czy przekraczanie granic, których nie powinno sie przekraczać. Z pozoru i z początku obraz o błahej fabule okazuje sie surrealistyczną wizją wegetarianizmu, weganizmu.... który staje sie podstawą dla kanibalizmu. To co miało być dramatem przeradza sie w horror, który z jednej strony odrzuca,a z drugiej zachwyca jeśli nie wizualnie to emocjonalnie, porusza bowiem kwestie, które w kontekście człowieka i jego diety są tabu. Trzeba przyznać, że scenografia oraz gra aktorska są zarówno minimalistyczne,jak i mroczne, elektryzujące oraz bardzo poruszające choć jednocześnie przerażające. Nie sądzę by twórcy tą produkcją chcieli kogokolwiek zachęcić do wegetarianizmu, od tego są kolorowe magazyny i strony internetowe. Myślę że każdy sam, po obejrzeniu "Mięsa" będzie miał własne przemyślenia na temat jedzenia czy nie jedzenia mięsa, podobnie zresztą jak jurorzy w Cannes i na innych festiwalach, gdzie obraz Ducournau był wyświetlany.

Jestem najlepsza. Ja, Tonya (I, Tonya/ USA/ 2017)

Reżyseria: Craig Gillespie

          Łyżwiarstwo figurowe dla jednych to sport olimpijski, jeden ze sportów zimowych, dla innych rozrywka z rodziną i przyjaciółmi,a dla jeszcze innych to podrygiwanie na lodzie panienek w zbyt krótkich spódniczkach. 
Źródło: imdb
Dla Tonyi Harding łyżwiarstwo figurowe to całe życie, swoje pierwsze kroki stawiała na lodzie jako 3-latka,a jako nastolatka uprawiała już łyżwiarstwo wyczynowo, biorąc udział w mistrzostwach Stanów Zjednoczonych. Rok 1991 był dla kariery Harding przełomowy, najpierw wykonała potrójnego axla podczas mistrzostw Stanów Zjednoczonych-jako pierwsza w historii Stanów Zjednoczonych dokonała tego podczas zawodów,a potem zdobyła srebrny medal na Mistrzostwach Olimpijskich w Monachium. Oczywiście poza łyżwiarstwem byli w życiu Tonyi matka LaVona, która ją molestowała, Jeff Gillooly- były mąż, który wplątał ją w aferę ataku na jej rywalkę Nancy Kerrigan oraz Albert Gordon Harding- ojciec który dosyć szybko sie wyprowadził. Wszystko to oraz wspomnienia i opinie Harding Craig Gillespie pokazał Nam w niemal w 2-godzinnej produkcji. 
"Ja, Tonya" to historia zarówno dla tych którzy są fanami łyżwiarstwa figurowego, jak i tych którzy nic nie wiedzą o tej dyscyplinie. Nie licząc scen na lodzie, dużo dzieje sie też poza nim. Afera z Kerrigan to wątek niewątpliwie kryminalny, choć zarówno on jak i relacje Harding z mężem pokazane są niczym z czarnej komedii. Opowieść matki czy byłego męża Tonyi o niej samej są niczym pamiętnik z życia gwiazdy, którą Harding ewidentnie nie była. Brak ojca, brak edukacji, apodyktyczna matka, burzliwy związek z Gilloolym, wszystko to złożyło sie na to jaka Tonya była i jak widzieli ją inni. Ciężka praca, pasja i dyscyplina zawiodły ją na podium, trudny charakter, brak wsparcia oraz nieodpowiedni ludzie wokoło ściągnęli ją z tego podium. "I, Tonya" stara sie pokazać jak wiele pracy trzeba włożyć by zrealizować marzenia swoje i (niezrealizowane) ambicje najbliższych oraz jak łatwo stać sie ofiarą własnej sławy i trudnego charakteru. Ten film niesie ze sobą ważny przekaz i choć nie jest łatwy w odbiorze to warto go obejrzeć, bo Tonya Harding to część historii światka olimpijskiego,a dla takich historii warto poświęcić 2.godziny.

 Rebel in the Rye (USA/ 2017)

Reżyseria: Danny Strong

Źródło: imdb
          Młody chłopak z żydowskiej rodziny pragnie zostać pisarzem. Jego ojciec sprzedawca koszernego sera, chce by syn pracował w przemyśle mięsnym, według niego to przyszłość, matka po cichu sprzyja synowi w jego dążeniach do pisania. Taka historia mogłaby być opowiedziana w wielu domach, o wielu pisarzach, także tych nieznanych i niedoszłych. Jednak na szczęście współczesnej literatury opowieść o życiu i marzeniach o pisaniu J.D. Salingera ziściły sie, dzięki czemu powstała jedna z najważniejszych powieści amerykańskich "Buszujący w zbożu". 
Produkcja "Rebel in the Rye" przedstawia postać Salingera jako młodego i zdeterminowanego człowieka, który marzy nie tylko by pisać, ale także by zostać docenionym przez czytelników oraz ojca. Z jednej strony widzimy chłopaka nieśmiałego, niemal introwertycznego, z drugiej śmiałości dodaje mu pisanie i myśl, że mógłby być postrzegany jako ktoś utalentowany, co przysparzałoby mu przyjaciół i przychylności pięknych kobiet. W życiu bowiem ma niewielu dobrych znajomych,a jego relacje z kobietami można uznać za skomplikowane. Kiedy już zostaje dostrzeżony i doceniony jako pisarz, najpierw przez nauczyciela akademickiego potem przez wydawcę, wysyła sie go na wojnę,z której podobnie jak A.A.Milne wraca jako zupełnie inny człowiek. Tak jak w przypadku twórcy Kubusia Puchatka tak i pomysłodawca Holdena Caulfielda zmaga sie z zespołem stresu pourazowego, choć w jego przypadku zdiagnozowanego i nieudolnie leczonego. Dopiero medytacje i religia wschodu pomagają mu dojść do siebie...niestety dla jego kariery pisarskiej pomimo napisania "Buszującego w zbożu" jest już za późno.
          "Rebel in the Rye" to mroczna historia, opowiedziana w skrócie, bo trudno zawrzeć całe 91-letnie życie w dwóch godzinach, jednak to opowieść pełna emocji i pasji, miłości do pisania, smutków życia, stanów lekowych, młodości i jej straty na skutek wojny, bo nic tak nie odbiera niewinności jak przemoc i krew i to niekoniecznie na ekranie filmowym. Polecam!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Trauma (2019) czyli o kruchości ludzkiej psychiki

W obronie syna- serial

Strangerland