Ostatni król

The Last King/ Birkebeinerne (Norwegia/ 2016)

Reżyseria: Nils Gaup
Scenariusz: Ravn Lanesskog
Gatunek: Akcja/ Dramat

Obsada:
Aslak- Anders Dahlberg
Ståle- Åsmund Brede Eike
Frikk- Elg Elgesem
Gisle-Pål Sverre Hagen
Inge- Thorbjørn Harr
King- Benjamin Helstad
Torstein-Kristofer Hivju
Erlend- Stig Henrik Hoff
Audun- Jeppe Beck Laursen
Orm-Nikolaj Lie Kaas

          W 1206 roku, dwa stronnictwa brutalnie walczą o władzę i tytuł królewski na terenie Norwegii. Jedno z nich ma za sobą potężną armię i kościół katolicki. Przedstawiciele drugiego uciekają chroniąc malutkiego chłopca- jedynego i prawowitego następcę tronu.

          Poza historykami i pasjonatami historii niewielu z Nas jest zaznajomionych z historią Norwegii. Ja na przykład nie znam dziejów tego kraju, orientuję sie jedynie że znajduje sie gdzieś na północy, że przodkami Norwegów byli Wikingowie i że przez większa część roku albo panuje tam zima albo jest po prostu zimno, poza tym potrafiłabym wskazać ten kraj na mapie...no nie ma sie czym chwalić,zdaje sobie z tego sprawę. Dlatego takie filmy jak "Ostatni król" oglądam ze szczególnym zaciekawieniem, nie żebym wierzyła, iż dowiem sie czegoś o historii tego kraju, szczególnie że akcja rozgrywa sie w średniowieczu, gdzie jak wiemy kronikarzy nie było zbyt wielu, ich zapiski bywały koloryzowane,a opowieści o dziejach danego władcy, rodu czy wojownika ubarwiane i...sponsorowane, ale dlatego że już z samego sposobu kręcenia filmu, można sie wiele dowiedzieć o jego twórcach. Czego na przykład? Na przykład tego czy dana produkcja była wzorowana na kinie hollywoodzkim czy też reżyser i scenarzysta poszukiwali własnych środków wyrazu filmowego, że tak powiem, trudno bowiem mówić o norweskim przemyśle filmowym i konsekwencji prowadzenia narracji czy sposobie odgrywania ról/warsztacie aktorskim- szczególnie gdy kojarzy sie głównie "z twarzy" może dwóch-trzech aktorów,a filmów produkcji norweskiej widziało sie może trzy nie więcej. Sposób kręcenia może też dużo powiedzieć o budżecie filmu-jego wysokości i rozplanowaniu, pokazuje plenery, które w zależności od ilości posiadanych pieniędzy są wybierane albo na terenie kraju albo poza nim, zwraca uwagę na kostiumy i ich wykonanie oraz szczegóły takie jak pomieszczenia czy pojazdy. Oczywiście wiele z tych elementów zależy właśnie od budżetu, ale nie tylko, bo ważne jest tu także przygotowanie ekipy filmowej, inwencja twórców i ich zaangażowanie w projekt,a w przypadku obrazów historycznych, także próby odwzorowania zamierzchłej przeszłości.  

          Z powszechnie dostępnych mi informacji wynika, że zaplecze finansowe "The last king" w przeliczeniu na dolara amerykańskiego stawia film w pozycji produkcji nisko budżetową, choć dla Norwegów 45 mln koron to może być fortuna,nie wiem, jeśli ktoś sie orientuje niech pisze w komentarzach. Dystrybucja nie była oszałamiająca i gdyby nie internet to podejrzewam, że wiele osób,w tym ja, w ogóle o tym filmie by nie usłyszało. 
Jednak już po wykonaniu filmu widać, że mimo to zarówno aktorzy jak i kostiumy czy plenery były odpowiednio dobrane i przygotowane. Z ekranu wręcz wyczuwa sie zimno, jakie tam panuje, zachwycają krajobrazy pokazywane w długich kadrach, jakby to można było potocznie nazwać. Opatuleni, przez większość czasu, w  skórzane ubrania aktorzy sprawiają wrażenie autentycznych czyli w tym wypadku groźnych oraz dostosowanych do warunków w jakich przyszło im żyć. Ich broń dodaje tutaj powagi sytuacji, stawiając ich wyżej w hierarchii ważności od hodowców czy rolników. Mimo to główni bohaterowie pozostają zwykłymi obywatelami, których poczucie obowiązku zmusza do wypełnienia misji, jaką jest ratowanie życia małego księcia. 
Pomieszczenia wyglądają surowo i skromnie co może świadczyć, że scenariusz został odpowiednio skonsultowany merytorycznie czyli w tym przypadku historycznie. Co może niektórym przeszkadzać to sceny walki, które są raczej krótkie i mało krwawe, "The last king" nadrabia jednak kadrami z pościgami po śniegu, co dodaje mu dynamizmu i wzmacnia efekt napięcia jaki odczuwa widz podczas oglądania. Te i jeszcze inne cechy, które pewnie mi umknęły wskazują więc na to, że budżet nie został zmarnowany,a twórcom zależało, by pokazać widzowi dane wydarzenia, nawet jeśli tylko po części mają one podłoże historyczne.
Co do samych aktorów to widz, który ma już za sobą kilkanaście/dziesiąt obejrzanych filmów i seriali, może kojarzyć Thorbjørna Harra, który w serialu "Wikingowie" wcielił sie w rolę Jarla Borga, Påla Sverre'a Hagena z między innymi "Obywatela roku" czy Kristofera Hivju, gdzie ten ostatni ma za sobą rolę w "The Thing"/ "Coś" z 2011 roku,a aktualnie jest kojarzony z Tormund Giantsbane, przywódcą Dzikich, z "Gry o Tron". Musze przyznać, że już samo oglądanie na ekranie znajomych twarzy sprawia, iż produkcja wydaje sie być bardziej zrozumiała i taka....swojska. Pozostałe twarze, które pojawiają sie na ekranie jawią sie jako anonimowe, ale i pełne wyrazu, więc istnieje szansa,że zostaną zapamiętane.

          Film nie jest długi, jednak posiada atmosferę, która może nie kojarzy sie z wikingami, ale dobrze oddaje mroczne i surowe czasy średniowiecza. Dodatkowo przybliża polskiemu widzowi kino norweskie i pokazuje, że Norwegia to nie tylko fiordy i małe drewniane domki przedstawione na tle wielkich gór i malowniczych jezior, ale także niedostępne ostępy leśne, gdzie poza wrogiem, może spotkać bohaterów mróz, śnieżyca,a więc i śmierć niekoniecznie w chwalebnej bitwie. Polecam! 


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Trauma (2019) czyli o kruchości ludzkiej psychiki

W obronie syna- serial

Strangerland