3.filmy, które warto obejrzeć podczas weekendu
Richard Jewell (USA/ 2019)
Źródło:imdb |
Richard to nieco ospały 30.paroletni mężczyzną z nadwagą, sympatyczny, uczynny,a przede wszystkim przestrzegający prawa. Zawsze marzył o karierze stróża prawa, przez chwilę nawet był posterunkowym i choć go zwolnili nie osłabiło to jego zapału by pomagać ludziom. Aktualnie Richard dorabia będąc ochroniarzem na jednej z imprez w Atlancie i tylko dzięki swojemu zapałowi do pracy oraz czujności w porę odkrywa, że ktoś podłożył bombę w plecaku pod jedną z ławek. Uczestnicy imprezy zostają ewakuowani a Richard okrzyknięty bohaterem....do czasu aż FBI nie zaczyna prowadzić śledztwa.
Gdzieś kiedyś dotarła do mnie informacja, że Clint Eastwood nie będzie już reżyserował i idzie na filmową emeryturę (w sumie facet ma 90.lat więc wcale bym mu sie nie dziwiła,gdyby podjął taką decyzję). Na szczęście kinomanów (i moje) był to albo fake news albo Eastwood jednak zmienił zdanie.
Scenariusz"Richard'a Jewella" jest opartym na prawdziwych wydarzeniach dramatem. Dramatem młodego człowieka, który staje sie obiektem śledztwa FBI oraz obiektem ciągłej obserwacji i zainteresowania mediów (mediów lat 90-tych czyli telewizji i prasy). Oglądając produkcję Clinta Eastwooda ma sie wrażenie że obie strony żerują na głównym bohaterze, FBI na siłę próbuje udowodnić, że Jewell jest winny,a media koczując przed domem Richarda i jego matki domagają sie jakiejkolwiek informacji, która pozwoliłaby im napisać cokolwiek, bez względu na to czy będzie to prawda czy nie. Podobnie jak w poprzednich produkcjach "Brudnego Harry'ego"i tutaj wyczuwa sie nutkę cynizmu, nieco ironii oraz bardzo prosty rys psychologiczny głównych postaci. Mimo że film jest długi i nie jest to film akcji ogląda sie go szybko, ale i nie bez refleksji. Polecam!
Wildlife (Kraina wielkiego nieba/ USA/ 2018)
Joe, Jerry i Jeanette Brinson wydają sie być jedną z tych zwykłych amerykańskich rodzin,
których w latach 60-tych pełno było w serialach i na plakatach. Z tą różnicą, że akurat przeprowadzili sie do Montany (znowu...jakby to powiedział syn Joe), Jeanette (żona i matka) nie pracuje by opiekować sie swoim 14.letnim synem (nie, Joe nie jest upośledzony),a Jerry (mąż i ojciec) akurat stracił pracę...na polu golfowym (tak,tam pracują również ci którzy ukończyli 30-ty rok życia). Jeśli to nadal nic nadzwyczajnego to może warto by dodać, że Jerry niespecjalnie sie pali do szukania nowej pracy (woli słuchać radia), Joe dostaje pracę już po pierwszej rozmowie (pracuje po zajęciach w szkole), a Jeanette niemal musi "wyżebrać"by ktoś ją zatrudnił, mimo że ma dobre wykształcenie. Początkiem końca okazuje sie nowa praca Jerry'go,a może właściwie to co nazwali rodziną Brinson'ów od początku nie grało?
Źródło: imdb |
"Wildlife" to dramat...dramat jednostki a właściwie jednostek i dramat komórki społecznej zwanej rodziną. Już od pierwszych kadrów filmu daje sie wyczuć, że coś jest nie tak, że dwójka dorosłych utrzymuje pozory, dla kogo?po co? dla tego trzeciego? 14.latka który przecież coraz więcej widzi i coraz więcej rozumie? nie wiadomo,ale można nieco wywnioskować oglądając ta produkcję do końca.
"Wildlife" to film o ludziach nieporadnych, ten termin został zresztą użyty w scenariuszu i świetnie oddaje cechy głównych bohaterów. A trzeba przyznać że główne postacie niemal po mistrzowsku odgrywają: Jake Gyllenhaal (Jerry), Carey Mulligan (Jeanette) i Ed Oxenbould (Joe), co ułatwia odbiór i zrozumienie zarówno fabuły i samych bohaterów.
"Wildlife" to termin oznaczający florę i faunę i faktycznie film ogląda sie niczym przyrodniczy, gdzie pewne zachowania nie są do końca zrozumiałe,obraz bywa raz statyczny,raz dynamiczny i tylko komentarza Krystyny Czubówny brakuje. Polecam!
The Tale (Opowieść/ USA/ Niemcy/ 2018)
Jennifer jest pewną siebie kobietą sukcesu kręcącą filmy dokumentalne na całym świecie.
Pewnego dnia jej matka znajduje w jednym ze starych pudeł jej opowiadanie z czasów, gdy była małą dziewczynką, które jak sie okazuje nie było wymysłem małego, kreatywnego umysłu lecz prawdą ubraną w całkiem zgrabne słowa. Jennifer po krótkiej rozmowie z rodzicielką postanawia odnaleźć bohaterów swojego opowiadania i udaje sie w podróż tak fizycznie jak i w głąb swoich wspomnień, emocji i wrażeń, które z czasem zaczynają działać terapeutycznie.
Źródło: imdb |
Z początku zupełnie niewinna opowieść, powoli rozwijająca sie w jednoznacznych kadrach, staje sie dzięki półsłówkom i niedomówieniom dramatem małego dziecka uwięzionego w chorych relacjach z dwójką dorosłych ludzi, w którym nie postrzega sie ono jednak jako ofiarę,a jako partnera tych relacji.
Powiedzmy sobie wprost to film o molestowaniu seksualnym dziecka,w którym nie pada słowo molestowanie (chyba że coś przegapiłam). Powiedzmy sobie, że nie jest to pierwsza produkcja podejmująca tego typu temat, ale na pewno jedna z pierwszych opartych na faktach (biografii) i pierwsza, gdzie przed napisami końcowymi przeczytałam, że w niektórych scenach grała dorosła dublerka,a nie dziecko! (nie, film nie zawiera scen erotycznych czy pornograficznych, ale pojawiają sie sceny sugerujące pewne sytuacje). Powiedzmy sobie wprost to film wstrząsający, brutalny i przepełniający odrazą pomimo świetnej gry aktorskiej i ciekawych kadrów i nie nie jest to krwawy horror ani sadystyczny thriller. To obraz o manipulacji i utraconym dzieciństwie, pokazanym w sposób magnetyzujący i wymowny,a jednocześnie subtelny i pozostawiający pole do wyobraźni...tak,tej chorej i powykręcanej. To nie jest film dla ludzi o słabych nerwach, to nie jest film dla rodziców małych dzieci, którzy łatwo sie denerwują. Mimo to polecam, bo nie tyle warto wiedzieć ale trzeba wiedzieć,co może sie stać i co sie działo, co potrafi sie wydarzyć za zamkniętymi drzwiami.
Komentarze
Prześlij komentarz